<bob>
Jedno zdanie i trzy kłamstwa. Tak tylko on potrafi.
Napisano 04 październik 2018 - 10:07
<bob>
Jedno zdanie i trzy kłamstwa. Tak tylko on potrafi.
Napisano 07 październik 2018 - 14:04
- Niestety, dla nas, Niemców, podstawowym, nierozwiązanym problemem - czym nie można obarczać autorów owego oenzetowskiego projektu - jest zachowanie się samego niemieckiego rządu i większości parlamentarnej. Żadne z tych instytucji państwowych nie wykazuje najmniejszych nawet oznak troski na rzecz trwałego rozwiązania tych kwestii (obecnie i w przyszłości), niezależnie od tego, czy odbywać się to będzie w sposób uregulowany - zgodnie z założeniami paktu ONZ - czy też tak, jak dotąd, czyli zupełnie »na dziko«.
Będzie to stanowić po pierwsze drastyczną zmianę w naszej polityce rodzinnej i sprawi, iż »przemiany demograficzne« w naszym kraju odbędą się na taką skalę i staną się tak kosztowne jak to obecne zaangażowanie finansowe związane z masowym napływem imigrantów.
(...)
W obecnej sytuacji prawnej i przy aktualnym braku woli i kompletnej niezdolności większości członków rządu i parlamentu do poradzenia sobie z tym problemem, mamy do czynienia z następującą sytuacją:
Przede wszystkim nie działa zawracanie nielegalnych imigrantów oraz osób, którym odmówiono udzielenia azylu. Nic dotąd nie zrobiono z tą trwającą czasami wiele lat procedurą sądową odnośnie przyznawania azylu. Wszelkie przeszkody i wątpliwości związane z odsyłaniem ludzi rozstrzygane są zawsze na korzyść przybyszów.
Owe przeszkody i wątpliwości uwzględniane są nawet w przypadku przybyszów uwikłanych w konflikt z prawem, pozwalając imigrantom-kryminalistom pozostawać na terenie Niemiec. Policja i sądownictwo są zupełnie bezradne w walce z przestępczością klanów i band rekrutujących się spośród imigrantów.
Nie przeciwdziała się też konsekwentnie kolejnym masowym przenikaniom nielegalnych imigrantów przez niemieckie granice. A określana jako »akcja ratunkowa« działalność niemieckich NGO-sów, których statki przemycają ludzi przez Morze Śródziemne, jest wciąż tolerowana. Poza tym, setki tysięcy nielegalnych przybyszów rozpłynęło się po prostu w tłumie i są de facto tolerowane w naszym kraju.
Niemiecki rząd, politycy oraz media w sferze werbalnej zupełnie nie rozróżniają imigrantów nielegalnych oraz tych, którym nie przysługuje prawo do azylu, od imigrantów legalnych i rzeczywistych uchodźców starających się o azyl, co daje nieprzysługujące korzyści pewnym grupom przybyszów.
Niemiecki rząd, nasza klasa polityczna i media nie są w stanie nawet zdefiniować perspektywicznego, długofalowego celu niemieckiej polityki integracyjnej, czyli albo chcemy mieć multikulturalne, niehomogeniczne społeczeństwo, albo też pełną asymilację przybyszów.
° Zamiast tego rząd federalny próbuje nielegalną imigrację zastąpić równie wielkim napływem zalegalizowanym, zagwarantowanym na podstawie bilateralnych umów z krajami pochodzenia i krajami tranzytowymi.
° Zamiast tego poprzez czysto administracyjne zmiany próbuje się część owego dokonanego już, nieuregulowanego napływu imigrantów przekształcić w imigrację legalną i uregulowaną.
° Zamiast tego zaniedbuje się konieczność natychmiastowych działań w ramach wewnątrz-niemieckich rozwiązań tego jakże naglącego problemu, zasłaniając się odpowiedzialnością całej Unii Europejskiej.
° Zamiast tego nie wyjaśnia się, co tak naprawdę rozumie się pod pojęciem integracji, multikulturalizmu czy też daleko-perspektywicznej asymilacji.
° Zamiast tego obecne zmniejszenie się liczby przybyszów przedstawia się społeczeństwu jako wielki sukces, nie tematyzując zupełnie kwestii afrykańskiej i azjatyckiej eksplozji demograficznej.
° Zamiast tego, manipulując statystykami, utajniając całkowite koszty, eliminując informacje negatywne (na przykład dotyczące faktycznej liczby morderstw i gwałtów dokonanych przez imigrantów na terenie Niemiec) oraz tworząc złudzenie ogólnie pozytywnych tendencji, posługując się przy tym zaledwie pojedynczymi przykładami, sprawia się, że owe wynikłe z masowej imigracji "strefy problemów" pozostają całkowicie poza społeczną świadomością.
° Zamiast tego politycy i związki pracodawców wychwalają migrację jako napływ siły roboczej i talentów, wiedząc przecież, że zaledwie ok. 2 procent ogólnej liczby przybyszów od roku 2015 okazało się zdolnymi do wchłonięcia ich przez niemiecki rynek pracy. (Martin Schulz, były kandydat SPD na kanclerza powiedział był: »To, co przynoszą nam uchodźcy jest cenniejsze niż złoto«.)
° Zamiast tego czołowi politycy starych partii wygłaszają jedynie mowy propagandowe na rzecz napływu imigrantów, atakując i szkalując wszelkich krytyków tej ich polityki imigracyjnej.
Istnieje niestety obawa, że ów oenzetowski pakt dla bezpiecznej, uporządkowanej i uregulowanej migracji, nasz rząd federalny oraz Bundestag zinterpretują i nadużyją do kolejnego szerokiego otwarcia drzwi dla dalszego masowego napływu imigrantów.
- pisze Gerd Schultze-Rhonhof, którego głos, jako niemieckiego wojskowego trudno w kontekście bezpieczeństwa Niemiec lekceważyć
tłum: Marian Panic
http://www.tysol.pl/...dwoch-generacji
"Niemcy z premedytacją spalili nam 35 kilometrów akt"
3 października Archiwum Akt Nowych rozpoczęło obchody stulecia istnienia tej zasłużonej dla Polski instytucji. Z tej okazji Interia rozmawiała z dyrektorem Tadeuszem Krawczakiem o dziejach AAN.
Dyrektor Archiwum Akt Nowych Tadeusz Krawczak
/Rafał Oleksiewicz /Reporter
- Geneza dzisiejszego Archiwum Akt Nowych łączyła się z troską naszych przodków o dziedzictwo kulturowe: muzealne, ale też dokumentowe - mówi w rozmowie z Interią dyrektor placówki Tadeusz Krawczak. Pierwsze kroki w kierunku zarchiwizowania istotnych z polskiego punktu widzenia dokumentów podjęto w czasie pierwszej wojny światowej.
- Jednym z motorów takich działań był książę Zdzisław Lubomirski, który widząc ożywione życie społeczne Polaków w czasie wielkiej wojny, wystosował apel, by zbierać i dokumentować wszystkie wydawane wówczas broszury, ulotki i odezwy w specjalnym archiwum społecznym. Wszystko to w celu, by przyszłości ta ożywiona działalność niepodległościowa polskiego społeczeństwa nie uległa zapomnieniu. Ale to tylko jest jeden z przykładów. Doszło do spotkań fachowców: historyków i dokumentalistów, którym leżała na sercu problematyka polskich archiwów. Postanowiono prowadzić działania ratunkowe - mówi dyrektor AAN.
Gdy na mocy wydanego przez Niemcy i Austro-Węgry aktu 5 listopada 1916 roku działalność rozpoczęła Tymczasowa Rada Stanu w Królestwie Polskim, postanowiono powołać specjalny organ zajmujący się archiwami. - Miał on zabezpieczać dokumentację doby wielkiej wojny i dokumentację po państwach zaborczych - mówi Krawczak - Padł pomysł utworzenia na szczeblu centralnym archiwum wojskowego. To jest bezpośrednia geneza późniejszego Archiwum Akt Nowych. Wracając do Rady Regencyjnej, to kwestiami archiwalnymi zajęło się Ministerstwo Wyznań i Oświecenia Publicznego i utworzono Wydział Archiwalny.
Kiedy Józef Piłsudski przejmuje pełnie władzy od Rady Regencyjnej, 7 lutego 1919 roku wydaje dekret o archiwach państwowych. W dokumencie znajduje się między innymi powołane przez Radę Regencyjną archiwum wojskowe. - Skoro to archiwum zostało wpisane w dekret Naczelnika Państwa, to znaczy, że nie tylko działało, ale też działało skutecznie i się sprawdzało - zaznacza dyrektor AAN.
- Jednak w okresie II Rzeczpospolitej z archiwum bywało różnie - kontynuuje Krawczak. - Polska międzywojenna borykała się z wieloma trudnościami po tych 123 latach niewoli. To zrobiło swoje, a wszystkie kłopoty państwa odbijały się na archiwach: brak możliwości finansowych, brak etatów, braki lokalowe... - wymienia - Archiwiści pracowali często w bardzo trudnych warunkach. W jednej siedzibie dosłownie tynkowano ściany w czasie pracy dokumentalistów. W innej były pojedyncze okna. W mroźne zimy personel był zmuszony pracować w bardzo niskich temperaturach. Pomimo tych często niesprzyjających warunków, pierwsza trudna praca została wykonana: uporządkowano, a później rozpoczęto udostępnianie dokumentów. Zajmowano się również dbaniem o dokumenty znajdujące się w gestii innych instytucji. Jednocześnie do zadania uporządkowania akt po zaborcach dochodzą kolejne zadanie: porządkowanie dokumentacji po centralnych organach państwa. W konsekwencji do 1939 roku zgromadzono ponad 37 kilometrów akt - wymienia dyrektor.
Warto zaznaczyć, że Archiwum Akt Nowych swoją nazwę otrzymało w 1930 roku. Wcześniej, bo w 1924 roku, na czele instytucji stanął Józef Stojanowski, który archiwami opiekował się do 1945 roku. Dzięki jego działalności między innymi udało się uzyskać z Wiednia polskie dokumenty sięgające aż 1825 roku. W czasie drugiej wojny światowej Stojanowski brał udział w ewakuacji zasobów archiwalnych na Jasną Górę. Niestety, większość akt została zniszczona w trakcie okupacji. - Po powstaniu warszawskim Niemcy z premedytacją spalili 35 kilometrów akt znajdujących się w warszawskim zbiorze AAN - mówi Krawczak. - Już w 1939 roku po kapitulacji Warszawy wywieziono ze stolicy 78 wagonów akt. To ogromna ilość. Jeżeli ówczesne przeciętne wagony miały 25 ton udźwigu, to proszę sobie pomnożyć 78 wagonów razy 25 ton... - dodaje. Część archiwów trafiła do niemieckiego magazynu w Oliwie pod Gdańskiem, gdzie później zostały przejęte przez Armię Czerwoną. Ostatecznie wojnę przetrwało zaledwie kilka procent przedwojennych zasobów archiwalnych.
Po wojnie za Archiwum Akt Nowych "zabrali się" komuniści. - Po pierwsze, zmieniła się obsada personalna. Dyrektor Stojanowski i jego współpracownicy zostali usunięci z kierowniczych stanowisk. Po drugie, część materiałów, które przetrwały kataklizm wojenny, były przez komunistów z premedytacją wybrakowywane i niszczone. Wiele archiwów wywieziono do Związku Sowieckiego - opowiada Krawczak. Do dziś w Moskwie znajdują się na przykład archiwa polskiego przedwojennego kontrwywiadu czy ministerstwa spraw zagranicznych oraz wiele innych cennych zbiorów. Z tym procederem starali się walczyć szeregowi pracownicy AAN, którzy - jeżeli było to możliwe - wynosili potajemnie teczki i ukrywali je.
Po roku 1989 los AAN odmienił się. Dyrektor Krawczak jako jedno z najważniejszych osiągnięć wymienia przejęcie archiwum KC PZPR. W ostatniej chwili udało się uratować komunistyczne archiwa dotyczące walki z Kościołem katolickim. - Tym aktom groziła "kastracja". Jak się dowiedzieliśmy, jakie "prace" są planowane nad tym zbiorem, to w ciągu tygodnia udało nam się zabezpieczyć i uratować ten zbiór. W sumie to 270 metrów akt - mówi Krawczak.
Obecnie działalność AAN to nie tylko urzędowe przejmowanie dokumentów. - Za sukces poczytuję zdobycie zaufania społeczeństwa. To była żmudna i delikatna praca całego zespołu. Trwało to kilka lat, ale teraz zbieramy tego owoce, a jednym z efektów jest zabezpieczenie dokumentacji Polskiego Państwa Podziemnego. Wszystko to dzięki pracy poszukiwawczej, oczyszczaniu skrytek czy przekazaniu dokumentów przez osoby prywatne - mówi dyrektor. Wśród innych cennych nabytków AAN, dyrektor wymienia również między innymi archiwa Armii Andersa czy unikatowe dokumenty dotyczące ratowania polskiego złota w 1939 roku. - A jednym z największych zaskoczeń było przekazanie nam roboczej dokumentacji z prac nad traktatem ryskim z 1921 roku - akcentuje Krawczak.
- Dziś jesteśmy chyba największym archiwum w Polsce o największych zbiorach, które liczą 45 kilometrów akt - powiedział dyrektor AAN. - Jednocześnie zmagamy się z trudnościami osobowymi, kilometry akt leżą, a nie ma się kto nimi zająć. Brakuje nam również lokali. Archiwiści są pariasami jeśli chodzi o zarobki i obsadę etatową. Mający o wiele mniej dokumentów Polin dysponuje ponad trzystoma etatami, a my z naszymi 45 kilometrami akt mamy sto etatów... Zostawię to bez komentarza - kończy dyrektor AAN, które 3 października rozpoczęło obchody stulecia istnienia.
Artur Wróblewski
Czytaj więcej na https://nowahistoria...ampaign=firefox
Napisano 10 październik 2018 - 08:02
Sprawę zaczyna i kończy wyobrażenie sobie pewnej sytuacji. Raczej próba wyobrażenia jej sobie. Zaczynamy. Zamykamy oczy i uruchamiamy wyobraźnię.
Wyobraźcie sobie państwo Niemcy, dziś. Wyobraźcie sobie państwo, że największy niemiecki (w znaczeniu: działa w Niemczech) portal internetowy należy do Polaków, zatrudnia się tam Niemców, nawet niektórych bystrych, dobrze się im płaci, ale właścicielem są Polacy. Polacy, polski kapitał!
Wyobrażamy sobie dalej, największe radio w Niemczech należy do Polaków. Nie no, bez przesady, oczywiście, że audycje są po niemiecku i prezenterzy to Niemcy, na falach niemieckiego eteru nie będzie przecież szurał polski akcent, ale właścicielami radia są Polacy i tak się mu przyglądają i podejmują różne decyzje, jak to właściciele. Polacy w Niemczech.
Dalej. Wyobraźmy sobie, że właścicielami największej niemieckiej gazety ogólnokrajowej są Polacy. Oczywiście pisze się po niemiecku, dziennikarze są Niemcami, czasem w jakimś kolegium redakcyjnym udział weźmie milczący Polak, żeby potem redaktorowi naczelnemu, oczywiście Niemcowi, przekazać na osobności swoje sugestie. Mogą być w formie listu do zespołu, takie rzeczy miały już miejsce. Tylko sugestie, jak właściciel Polak pracownikowi Niemcowi, żadnych tam nakazów, przecież redaktor naczelny jest niezależny, inna sprawa, że gdyby teoretycznie za bardzo fikał taki redaktor, to dalej będzie niezależny, ale już jako na przykład bezrobotny. Święte prawo właściciela Polaka w sprawie pracowników Niemców, chociaż oczywiście operację pozbywania się takiego Niemca trzeba przeprowadzić z głową, wiadomo – prawo pracy, stowarzyszenia, etc. Najlepiej, jakby sam odszedł z wyprawką w postaci pliku dojcze juro. I już.
Wyobraźcie sobie państwo, że największym wydawcą magazynów kolorowych dla kobiet i nie tylko, sprzedających się, jak świeże bułeczki, jest firma polska. Na koniec wyobraźcie sobie, że ci Polacy, którzy mają w tych Niemczech największy internetowy portal, radio, ogólnokrajową gazetę, mają też sieć gazet landowych, w każdym landzie jest jakaś duża gazeta należąca do Polaków.
Wyobrażają sobie to państwo? No pewnie, że nie, bo to nie do wyobrażenia. Niemcy nigdy by na to polskiemu kapitałowi nie pozwolili. Po prostu. Abstrahując od tego, czy mamy, czy mielibyśmy taki kapitał, to z całą pewnością Niemcy nie pozwoliliby, żeby tak newralgiczny biznes jak media – i to jeszcze w takiej skali – był w ich kraju w rękach Polaków czy obcokrajowców w ogóle.
Dlaczego? Ponieważ media to nie jest fabryka czekolady, tylko fabryka zarządzania opiniami, fabryka kształtowania opinii publicznej, fabryka uprawiania i sterowania polityką także. I powiem wam, moi drodzy, że Niemcy zdecydowanie chcą, żeby niemiecką opinią publiczną zarządzały niemieckie media.
Przyjrzyjmy się Polsce. Największy portal internetowy należy do kapitału niemiecko-szwajcarskiego. Dziennikarze to Polacy, piszą po polsku, niektórzy nawet bystrzy. Największe prywatne radio należy do kapitału niemieckiego, audycje są po polsku prowadzone przez polskich prezenterów i dziennikarzy, ale właścicielami są jednak Niemcy. Największa gazeta w Polsce należy do Niemców i Szwajcarów. Największy wydawca magazynów kolorowych nie tylko dla kobiet w Polsce to firma niemiecka. Największe regionalne gazety, wydawane w największych polskich miastach, należą do Niemca.
Nie zamierzam z tym wpisem polemizować, przeciwnie – uważam, że jest prawdziwy. Spróbuję go jednak rozwinąć, no bo wiadomo – Twitter ma swoje ograniczenia dotyczące długości wypowiedzi.
Moją uwagę zwróciło słowo „najmniejszy”, redaktor Piasecki mógł napisać „żaden”, napisał „najmniejszy”. Ciekawe, prawda? Konrad Piasecki to bardzo doświadczony, przenikliwy, dziennikarz precyzyjnie operujący słowem. Precyzyjnie użył słowa „najmniejszy”. Oczywiście narzuca mi tu się butterfly effect, według którego trzepot skrzydeł motyla w Ohio może wywołać burzę piaskową w Teksasie. Oczywiście Niemcy nie dopuściliby do sytuacji, w której jakiś polski motyl trzepocze im na ich terytorium. U nas trochę z tym gorzej.
Oczywiście nie piszę tego wszystkiego w związku z nowymi taśmami i z tym, że wyciągnięte zostały przez portal niemiecko-szwajcarski akurat. Łączenie tych spraw bez dowodów jest jednak rodzajem pomówienia dziennikarzy z całą pewnością działających w dobrej wierze na terenie Polski w zagranicznym koncernie.
Czy Niemcy pozwoliliby na działalność takich polskich koncernów w Polsce?
https://www.tvp.info...lska-a-niemcami
Napisano 10 październik 2018 - 08:04
"(...)
To, że kultura nie polega jedynie na tym co dobre, prawdziwe i piękne, lecz także na wykluczaniu tego co człowiekowi wrogie i destruktywne, po dwóch generacjach tak oczywistego dla nas życia w zagwarantowanym nam przez państwo prawa poczuciu bezpieczeństwa i wolności, nie dla wszystkich jest jednak oczywiste. Wielu nie docenia tego, iż wszelkie wynikające z humanizmu tabu powinny być bronione - nie tylko kognitywnie, ale także socjo-psychologicznie, poprzez sygnały akceptacji, ale także odmowę, asertywność, łącznie ze społecznym ostracyzmem i izolacją. Brzmi to może autorytarnie, jednak z uwagi na ambiwalentność ludzkiej natury jest po prostu realistyczne. Zapomina się o tym przede wszystkim tam, gdzie skupiło się szczególnie wielu tak zwanych »ludzi dobrej woli«.
Dlatego bynajmniej nie zaskakuje, że Kościół Ewangelicki, który dla nowej populistycznej prawicy jest i tak zanadto przebarwiony na lewicowo-zielono, co prawda krytycznie, ale jednak okazał wobec AfD gotowość do dialogu. I podczas gdy rządzący w Polsce i na Węgrzech prawicowi populiści zdołali już dokonać zamachu na swobody obywatelskie i wolność mediów, a także zniszczyć trójpodział władzy, to dla organizatorów Zjazdu Kościoła Ewangelickiego A.D. 2017 ani tamte pogardzające człowiekiem wypowiedzi wysokich funkcjonariuszy AfD, ani też zawarte w programie tej partii jawne zapowiedzi przekształcenia demokracji w quasi-dyktaturę, nie stanowiły przeszkody, aby oddać swe kościelne mikrofony rzeczniczce marginalnej grupki chrześcijan wewnątrz tej partii, dowartościowując ją w ten sposób zarówno społecznie jak i politycznie. Co więcej za ową czarodziejską formułą »rozmawiać z prawicą« wstawili się nagle również wcześniejsi zwolennicy pełnej izolacji, w każdym razie o tyle, o ile sami przez to zdołali się katapultować na podium i sprofilować jako "odczyniający" ową partię, w oczekiwaniu rzecz jasna na zasłużony aplauz. (...)"
- czytamy na Sueddeutsche Zeitung.
Marian Panic
http://www.tysol.pl/...pozycyjnej-AfD-
Napisano 12 październik 2018 - 08:27
Niemiecki minister do Rosjan: "Jesteśmy sąsiadami". Problem w tym, że ostatni raz byli nimi w 1941 roku
wtorek, 9.10.2018 r.
foto: Mosedschurte (Wikipedia / CC BY-SA 3.0) | Olaf Kosinsky (Wikipedia / CC BY-SA 3.0)
Peter Altmaier to minister gospodarki i energii Niemiec w rządzie Angeli Merkel. Podczas ostatniej wizyty w Moskwie w ramach tzw. "Dialogu Petersburskiego" (cykl spotkań między rosyjskimi i niemieckimi przedstawicielami elit) powiedział do Rosjan następujące zdanie: "Jesteśmy sąsiadami i mamy wspólną historię". No cóż - jakby nie spojrzeć Niemcy i Rosjanie po raz ostatni byli sąsiadami w 1941 roku, po tym jak dwa lata wcześniej dokonali rozbioru Polski. Wątpię, aby Altmaier w tej kwestii się pomylił. Wygląda na to, że celowo nawiązał do przeszłości. Dlaczego?
"Dialog Petersburski" to cykl spotkań między niemieckimi a rosyjskimi przedstawicielami elit politycznych, gospodarczych i społecznych. Jest organizowany cyklicznie co roku od 2001 (z przerwą na 2014 rok, kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę). W tym roku "Dialog" był organizowany w Moskwie. Wśród zaproszonych prelegentów był obecny minister gospodarki i energii Niemiec - Peter Altmaier.
Podczas swojego przemówienia, w którym podkreślał jak ważna jest dobra współpraca Rosji i Niemiec, Altmaier użył następującego sformułowania: "Musimy walczyć o wzajemne relacje (...) Jesteśmy sąsiadami i mamy wspólną historię".
Pod "walkę o wzajemne relacje" z pewnością podpada rozpoczęcie prac przy układaniu pierwszej nitki gazociągu Nord Stream 2 na wodach szelfowych w niemieckiej wyłącznej strefy ekonomicznej. Mnie jednak o wiele bardziej zaciekawiły słowa dotyczące sąsiedztwa i wspólnej historii. Akurat w przypadku Niemiec i Rosji bardzo często "wspólna historia" układała się na trupach Polaków. Jeśli popatrzymy w przeszłość, to nieomal zawsze, gdy dochodziło do zbliżenia niemiecko-rosyjskiego, cierpiała na tym Polska, a ostatni raz oba kraje były sąsiadami w 1941 roku - na mocy zawartego dwa lata wcześniej porozumienia Hitlera ze Stalinem sygnowanego przez Ribbentropa i Mołotowa.
Patrząc przez pryzmat wydarzeń z przeszłości słowa ministra z rządu Angeli Merkel - które można interpretować jako celowe nawiązywanie do okresu kiedy wymiana gospodarcza między Rosją a Niemcami kwitła, jak nigdy wcześniej - powinny nas jednak niepokoić (przypomnijmy, że w latach 1940-41 ZSRR był głównym partnerem gospodarczym III Rzeszy oraz najważniejszym eksporterem surowców dla niemieckiego przemysłu wojennego; od czerwca 1940 r. import z ZSRR przekraczał 50 proc. całkowitej sumy importu do Niemiec, a do momentu zerwania tej współpracy przez Hitlera w czerwcu 1941 r. wzrósł aż do 70 proc.).
Z punktu widzenia interesów Polski, każde nadmierne zbliżenie między Berlinem a Moskwą powinno być odbierane negatywnie. Gest Petera Altmaiera popełniony podczas ostatniego "Dialogu Petersburskiego" wpisuje się w pewien szerszy trend. Jego finalną konsekwencją może być powrót do antypolskiej retoryki, jaką po raz ostatni słyszeliśmy w drugiej połowie lat 30-tych ubiegłego stulecia. Wykluczyć tego nie można, szczególnie jeśli władze w Niemczech miałaby przejąć pro-rosyjska AfD ("Alternatywa dla Niemiec").
Źródło: "Wir müssen um die gegenseitigen Beziehungen kämpfen" (Zeit.de)
http://niewygodne.in...y-sasiadami.htm
Napisano 21 październik 2018 - 13:29
http://www.tysol.pl/...le-robimy-swoje
Napisano 25 październik 2018 - 10:36
Czego Wy, Niemcy, do cholery, chcecie?
Siedzę już na pokładzie samolotu z Berlina do Krakowa, ale w stolicy Niemiec trwa jeszcze uroczysty koncert, zamykający 19. Forum Polsko-Niemieckie, którego honorowymi gośćmi byli prezydenci Andrzej Duda oraz Frank Walter Steinmeier. Jestem pewny, że w Polsce i w Niemczech w perspektywie kilku godzin rozpęta się (o ile jeszcze się nie rozpoczęła) medialna burza wokół słów polskiego prezydenta o żarówkach i gwałtach. Nie sądzę jednocześnie, aby do mediów przebiło się cokolwiek poza niezręcznymi odpowiedziami Andrzeja Dudy. A szkoda, bo choć forum było usypiająco nudne, to płyną z niego dość ważne wnioski.
Po pierwsze, obydwie strony powtarzają jak mantra, że Polska i Niemcy są dla siebie ważne, i że chociaż wiele nas łączy, to jednocześnie są między nami tematy trudne, o których trzeba rozmawiać. Wśród nich pojawiają się kwestie praw Polaków w Niemczech czy reparacji wojennych, ale w gruncie rzeczy całe forum zostało zdominowane przez dwie sprawy: reformę wymiaru sprawiedliwości w Polsce i budowę drugiej nitki Gazociągu Północnego.
Problem w tym, że rozmowa na wspomniane tematy jest kompletnie jałowa. Z jednej strony polski rząd ze względu na uwarunkowania wewnętrznej polityki nie może wycofać się z reformy sądownictwa, a im mocniej Bruksela/Berlin naciskają, tym bardziej spada prawdopodobieństwo uczynienia przez Warszawę choćby najmniejszego kroku wstecz. Z drugiej strony, niemiecki rząd z tych samych powodów nie może wycofać się z budowy Nord Stream 2. W efekcie spotkanie mogłoby się skończyć po pięciu minutach, potrzebnych do odczytania katalogu rozbieżności.
Po drugie, Niemcy próbowali przekonać Polaków, że głównym zagrożeniem dla Unii Europejskiej jest Donald Trump, podczas gdy my widzimy go raczej we Władimirze Putinie. Rozumiem, że „wróg u bram” jest doskonałym wyjaśnieniem problemów trapiących UE. Problem w tym, że jak słusznie zauważył podczas jednej z sesji Krzysztof Rak z Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, europejska łódka prędzej niż o Trumpa czy nawet Putina rozbije się o fale włoskiego kryzysu zadłużeniowego, spowodowanego w dużym stopniu wadliwą konstrukcją strefy euro.
Po trzecie wreszcie, i tu dochodzimy do przemówienia prezydenta Dudy, jeśli Niemcom zależy na partnerstwie z Polską (a z wielu powodów powinno, o czym piszemy od dawna), powinni traktować nas jak partnera. Niestety, finałowa debata z udziałem prezydentów, mająca m.in. na celu uczczenie setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, nie sprawiała takiego wrażenia. W słowie wstępnym, które miało być poświęcone sprawom historycznym, Andrzej Duda zwrócił uwagę na wynikające z polskiej historii strach przed rosyjskim imperializmem i wrażliwość (a nawet przewrażliwienie, jak stwierdził polski prezydent) na punkcie wolności i suwerenności, po czym odniósł się do promowanej obecnie przez nasz kraj na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ zasady suwerennej równości.
Nie umniejszając zagrożenia ze strony rosyjskiego imperializmu, musimy w UE wpierw rozwiązać problemy wewnętrzne. Dokładniej, to Niemcy muszą rozwiązać problemy strefy euro, bo w gruncie rzeczy tylko oni mogą to zrobić (czyli w praktyce za to zapłacić). Niestety nie widać, by Berlin się do tego kwapił. Można odnieść wrażenie, że króluje strategia „jakoś to będzie” i „dojutrkizmu”.
Trudno było się wówczas spodziewać, że w drugiej rundzie zacznie się grillowanie polskiej głowy państwa. Rosalia Romaniec z Deutsche Welle, współprowadząca debatę obok redaktora Piotra Legutki, zaczęła dopytywać Andrzeja Dudę o reformę sądownictwa i zeszłotygodniową decyzję Trybunału Sprawiedliwości UE, który nakazał Warszawie przywrócenie sędziów Sądu Najwyższego, przeniesionych w stan spoczynku. Wydaje się, że po dyplomatycznym uniku ze strony prezydenta, głos powinien przejąć Legutko z pytaniem do prezydenta Steinmeiera, który zapytany o Nord Stream 2 mógłby dokonać równie dyplomatycznego uniku. Miło i przyjemnie – po to w końcu organizuje się komuś urodziny. Tak się jednak nie stało – dziennikarka Deutsche Welle zaczęła dociskać prezydenta Dudę. Ten, nieco zmieszany i zaskoczony takim obrotem sprawy, powtórzył tezę o polskim przewrażliwieniu na zewnętrzne, często niezrozumiałe dla przeciętnego obywatela dyrektywy. Niestety, swoją wypowiedź okrasił żartobliwym, ale i bezsensownym przykładem nieenergooszczędnych żarówek, których za sprawą UE nie można już kupić w sklepach. Użycie takiego argumentu w ojczyźnie Energiewende musiało wzbudzić konsternację i szmer na sali.
To jednak nie wystarczyło – zamiast przekazać głos redaktorowi Legutce, Romaniec kontynuowała grillowanie. W kolejnej odpowiedzi polski prezydent zwrócił uwagę, że sam był posłem do Parlamentu Europejskiego i patrząc na problemy UE musimy zadać sobie pytanie, czy przypadkiem instytucje europejskie nie są współodpowiedzialne za Brexit, na co publika zareagowała… buczeniem. Uwaga! Specjalnie zaproszeni goście, w obecności prezydentów Polski i Niemiec, w reprezentacyjnej Weltsaal niemieckiego MSZ, podczas uroczystych obchodów stulecia niepodległości Rzeczpospolitej, wybuczeli polskiego prezydenta za w gruncie rzeczy niezbyt kontrowersyjną sugestię, że przyczyny Brexitu mogą leżeć także po naszej stronie kanału La Manche. Rozumiecie?
Wersal się skończył. Zaczęły się dożynki. Romaniec przekazała głos publiczności, i z tej okazji skorzystał jeden z redaktorów Tagesspiegla, który zapytał oczywiście o piątkową decyzję TSUE. Dodał, że całą sobotę słuchał Polskiego Radia i w serwisach informacyjnych milczano na ten temat.
Tak, polski prezydent dał się ponieść emocjom i przekroczył granicę dobrego smaku. Nie powinien tego robić. Podobnie jak nie powinien mówić o żarówkach. Nie zamierzam go bronić. Chciałbym jednak spytać moich niemieckich przyjaciół: kochani Niemcy – o co Wam chodzi? Po co była ta „urodzinowa” szopka? I po co prezydent Steinmeier na końcowe pytanie niemieckiej studentki o wsparcie projektów młodzieżowych zasugerował, że wszyscy powinniśmy się cieszyć, że Niemcy chcą dziś odwiedzać Wrocław, nie myśląc o rewizji granic, bo za jego młodości było inaczej?
Prezydent Duda nie wytrzymał i odparł, że w sobotę nie słuchał cały dzień Polskiego Radia i nie wydaje dyspozycji mediom publicznym, ale przynajmniej w Polsce media nie milczałyby, gdyby ktoś gwałcił kobiety na ulicach.
Niemcy! Naprawdę mamy być Wam wdzięczni za granicę na Odrze i Nysie? Bo co ‒ przyjdzie AFD i zakwestionuje traktat graniczny z 1990 r.? Naprawdę chcieliście przeczołgać prezydenta jednego z nielicznych państw w Europie, które Was jeszcze „lubi”, i to w sytuacji, w której zignorowaliście nasze obawy dotyczące Waszego dealu z Putinem? Naprawdę myślicie, że za Brexit odpowiadają wyłącznie ci durni Brytyjczycy? Naprawdę uważacie, że głównym problemem UE są dziś Trump i nieliberalny rząd w Warszawie, a strefa euro naprawi się sama? Wreszcie, czy jeśli rząd PiS zrobi krok w tył w sprawie reformy sprawiedliwości, naprawdę odpuścicie budowę Nord Stream 2?
Nasze środowisko od dłuższego czasu zachęca elity polityczne w Polsce do partnerstwa z Niemcami. Niestety, za każdym razem, kiedy wracam z Niemiec, zadaję sobie pytanie, dlaczego nadal warto Was lubić. Hiszpanie, Grecy czy Włosi dawno przestali. Naprawdę chcecie mieć w Europie wszystkich przeciw sobie?
https://klubjagiello...xhrQbLMjfzmEggg
Napisano 28 październik 2018 - 14:15
Jakoś mnie to nie dziwi. Państwo które od zarania swego powstania zajmowało się głównie napadaniem, mordowaniem i grabieżą promuje satanistę Ciagnie swój do swego
A ten "liberalny satanista" to właśnie z tytułu poniższego tekstu z die Welt autorstwa niejakiego Pilza. "Liberalny satanista chce ratować Polskę".
Marian Panic
http://www.tysol.pl/...pQtmFMRVGa7ijhE
Napisano 29 październik 2018 - 12:24
Mentalności "rasy panów" już chyba nic nie zmieni poza totalną destrukcją i zniszczeniem...
- Uważam, że Polska powinna udzielić azylu temu tureckiemu dziennikarzowi, który protestował na konferencji Merkel-Erdogan a obecnie ma nakaz opuszczenia Niemiec. Choćby po to by pokazać, gdzie naprawdę panuje wolność słowa
\nUważam, że Polska powinna udzielić azylu temu tureckiemu dziennikarzowi, który protestował na konferencji Merkel-Erdogan a obecnie ma nakaz opuszczenia Niemiec. Choćby po to by pokazać, gdzie naprawdę panuje wolność słowa https://t.co/Dn62KfkRfm
— Cezary „Trotyl” Gmyz (@cezarygmyz) 28 października 2018
http://www.tysol.pl/...SccvkkIoyY9rhPY
Napisano 30 październik 2018 - 13:16
Niemieckie flagi opuszczone do połowy na budynku- siedzibie Newsweeka?
Ale to jeszcze nie koniec, kanclerze się zmieniają, a oficer prowadzący zostaje ten sam...
– napisała na Twitterze Melanie Amann, dziennikarka tygodnika "Der Spiegel". Tym razem potwierdzają się informacje, które podawaliśmy na portalu Tysol.pl już rano.
"Merkel podobno właśnie ogłosiła na prezydium CDU, że nie będzie ponownie kandydować na przewodniczącą partii. Potwierdziło to kilka niezależnych źródeł"
Media informują, że Merkel cały czas pozostanie kanclerzem.
raw
http://www.tysol.pl/..._1eeE7rB_i8Hueo
Napisano 10 listopad 2018 - 21:03
Ale jak? Co? Politycy wybierający sędziów? O la Boga! Gdzie Komisja Europejska? Gdzie TSUE? Gdzie bojówki folksdojczów skandujących "KOŃ-STY-TU-CJA"?
Partie polityczne w Niemczech - CDU/CSU, SPD, Zieloni i FDP- uzgodniły, że prezesem Federalnego Trybunału Konstytucyjnego zostanie obecny wiceprzewodniczący frakcji CDU/CSU w Bundestagu, z zawodu adwokat
- napisał o wyborze prezesa FTK prof. Krasnodębski.
http://www.tysol.pl/...wDcF7WFHLkyRPCo
Napisano 14 listopad 2018 - 12:11
A wiecie, że niemiecki rząd wypłaca nazistowskiej NPD (Nationaldemokratische Partei Deutschlands – Die Volksunion) 1,4 mln euro subwencji? W przeciwieństwie do ONR, dziarscy chłopcy w Niemczech drukują swoje nienawistne hasła za hajs niemieckiego podatnika
A widzieliście w Guderianie, Allgemeine Zeitung czy NYT nagłówki o sojuszu Merkel z naziolami?
Napisano 18 listopad 2018 - 16:30
Chcielibyśmy mieć pokojowe relacje ze wszystkimi, w tym z Rosją i Chinami, ale widzimy problemy raczej po stronie Chin i Rosji, niż Stanów Zjednoczonych
- zaznaczył PMM.
Znam stanowisko niemieckiego rządu, że to jest projekt biznesowy, ale na wschód od Odry nikt w to nie wierzy
- powiedział o NordStream2.
Jeśli okaże się, że po zbudowaniu Nord Stream 2 ukraiński system przesyłu gazu stanie się niepotrzebny, to co powstrzyma Władimira Putina od wmaszerowania do Kijowa?
- zapytał.
Teraz Rosja jest zależna od transferu gazu przez Ukrainę. Kiedy powstanie Nord Stream 2, nie będzie już tej zależności
- podkreślił.
adg
źródło: premier.gov.pl
http://www.tysol.pl/...298i2MVtd3Ywrjo
IPN rozpoczął cykl konferencji upamiętniających Polaków zamordowanych przez Niemców w latach 1939-1945 17 listopada 2018 08:30
/w Informacje, Polska
Radio Maryja
IPN rozpoczął cykl konferencji przypominających i upamiętniających Polaków zamordowanych przez Niemców w latach 1939-1945. Pierwsze spotkanie odbyło się wczoraj w siedzibie im. Jana Kurtyki „Przystanek Historia” w Warszawie. Konferencji towarzyszyło hasło „Niemieckie zbrodnie 1939/1940 – Zielonka, Góry Szwedzkie… Znane – nieznane”.
Obrady dotyczyły niemieckiego reżimu z 11 listopada 1939 roku w Zielonce i 6 stycznia 1940 roku Górach Szwedzkich na warszawskim Bemowie. W konferencji udział wzięli przedstawiciele IPN, eksperci i historycy.
Inaugurując obrady prezes Instytutu dr Jarosław Szarek podkreślił, że zarówno Zielonka, jak i Góry Szwedzkie są często pomijane w historii.
– Miejsce niemieckich zbrodni z początków II wojny światowej zupełnie zapomniane szerzej. Tych miejsc jest więcej. To nie tylko Wawer, który funkcjonuje w pamięci, tylko właśnie takie pojedyncze egzekucje, ten dramatyczny początek wojny – 1939-1940 – ten czas w ogóle nie funkcjonuje w pamięci państw zachodnich, a to był czas likwidacji polskiej elity – podkreślił dr Jarosław Szarek.
Konferencje o Polakach zamordowanych przez Niemców w latach 1939-1945 zorganizowało Biuro Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN.
http://www.radiomary...KVO3SoIQEgGTrk4
Napisano 23 listopad 2018 - 14:40
IV Rzesza puka do drzwi...
Minister propagandy III Rzeszy Joseph Goebbels w 1939: "Droga do niemieckiej hegemonii będzie coraz bardziej otwarta. Naszym końcowym celem muszą być Zjednoczone Stany Europy pod niemieckim przywództwem"
Angela Merkel w 2018: "Dziś państwa narodowe muszą, czy raczej powinny, być gotowe do przekazania swojej suwerenności"
Merkel: Dziś państwa narodowe powinny być gotowe do przekazania suwerenności
– Dziś państwa narodowe muszą, czy raczej powinny, być gotowe do przekazania swojej suwerenności, oczywiście zgodnie z ustaloną procedurą – oświadczyła Angela Merkel. Jej zdaniem odpowiedzialność za zawieranie takich układów powinny ponosić same państwa.
Kanclerz Niemiec, która przemawiała zorganizowanej przez Fundację Konrada Adenauera konferencji „Parlamentaryzm między globalizacją a suwerennością narodową”.
Wcześniej Merkel ostrzegała w Bundestagu przed nacjonalizmem w kontekście oenzetowskiego paktu migracyjnego.
– Przekonanie, że można wszystko sobie załatwić samemu i myśleć tylko o sobie, to nacjonalizm w czystej formie. To nie patriotyzm. Patriotyzm jest wtedy, gdy realizując niemiecki interes uwzględniamy też innych i akceptujemy sytuacje win-win – mówiła wówczas Angela Merkel.
Sprzeciw wobec paktu migracyjnego zgłaszają również politycy CDU, której szefową jest Merkel, i jej partii siostrzanej, bawarskiej CSU.
Coraz więcej krytycznych głosów w Niemczech wokół paktu migracyjnego ONZ. Polityk CSU mówi, że rozpęta on uchodźczy sztorm u wrót i drzwi Europy i Niemiec a kandydat na szefa CDU Jens Spahn chce przynajmniej odsunięcia podpisania tego dokumentu https://t.co/LoXTcBfP3K
— Cezary „Trotyl” Gmyz (@cezarygmyz) 19 listopada 2018
Kilka dni wcześniej do rezygnacji z narodowej suwerenności wzywał z trybuny Bundestagu goszczący wówczas w Berlinie Emmanuel Macron. Jego zdaniem każde państwo o kwestiach takich jak polityka zagraniczna, imigracja czy rozwój powinno decydować wspólnie z innymi państwami.
https://www.tvp.info...g6M4rqVjXdwyR-w
Napisano 29 listopad 2018 - 11:11
Napisano 05 grudzień 2018 - 09:14
opublikowano:
11 stycznia 2014 · aktualizacja: 12 stycznia 2014wPolityce.pl
sxc.huŻonglują statystyką, biorą pod uwagę wygodny dla siebie udział procentowy różnego rodzaju paliw w energetyce. Ale jeśli patrzeć przez pryzmat wartości bezwzględnych to Niemcy spalają 170 mln ton węgla brunatnego, znacznie więcej także per capita niż Polacy - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. zw. dr hab. Mariusz-Orion Jędrysek, kierowni Zakładu Geologii Stosowanej i Geochemii na Uniwersytecie Wrocławskim, poseł PiS.
wPolityce.pl: W wywiadzie dla portalu „Cire.pl” stwierdził pan, że to Niemcy, a nie Polska jest największym ekologicznym „brudasem”.
Mariusz - Orion Jędrysek: Tak, pod względem zużywania węgla brunatnego na pewno. Nasi sąsiedzi spalają blisko połowę tego typu węgla, jaki spala się w całej Unii Europejskiej.
A czy węgiel brunatny jest bardziej niebezpieczny dla środowiska, czy kamienny?
Owszem, uważa się, że to bardziej brudne paliwo. Ma więcej zanieczyszczeń, pozostawia więcej popiołu, tylko około połowa jego masy to pierwiastek węgiel itd.
To skąd się bierze to, że Niemcy wskazują nas jako takiego ekologicznego „czarnego luda”?
Żonglują statystyką, biorąc pod uwagę wygodny dla siebie udział procentowy różnego rodzaju paliw w energetyce. Ale jeśli patrzeć przez pryzmat wartości bezwzględnych to Niemcy spalają 170 mln ton węgla brunatnego, znacznie więcej także per capita niż Polacy. Więcej niż my per capita spalają Serbowie, Grecy, Bułgarzy i właśnie Niemcy. W Cire.pl podaję sporo liczb. U nas węgiel kamienny i brunatny łącznie stanowi 90 procent w energetyki, a u nich sporo mniej, choć to się zmieni bo maja w budowie kilka elektrowni opalanych węglem.
Poza tym dysponują dobrymi narzędziami propagandowymi, a co jest po naszej stronie? Mamy Tuska – a jaki jest Tusk każdy widzi. Wszystko się wali, a i tak wszystko „wina Kaczora”. Niemcy doskonale grają…
Czyli rozgrywają politycznie kwestie ekologiczne?
Ależ oczywiście i politycznie i gospodarczo! Przecież za tym są przeogromne pieniądze. Polska ma najmniejszą w Unii Europejskiej ilość zainstalowanej mocy na osobę, np. czterokrotnie mniej niż Szwedzi – Polak zużywa czterokrotnie mniej prądu niż Szwed.
Poza tym nasze elektrownie są bardzo nieefektywne.
Czy za tym okładaniem Polski po głowie pod pretekstami ekologicznymi może stać jakieś lobby, np. producentów urządzeń typu wiatraki?
Nie wiem, ale zawsze gdzieś chodzi o jakieś pieniądze. Nie ma na świecie problemu z dostępem do surowców energetycznych. Tego jest naprawdę dużo – nie do zużycia. Naszą bolączką jest słaby rząd. Rząd Platformy Obywatelskiej jest żenująco słaby w stosunku do partnerów z Unii Europejskiej. Wygląda na to, że oni tym rządem grają. Nie wierzę, że można być tak niekompetentnym. Mam prawo uważać , że jest to rząd w Polsce, albo rząd na Polskę a nie rząd polski.
Rozmawiał Sławomir Sieradzki
https://wpolityce.pl...YVIGeFszG-aJ5uw
Napisano 09 grudzień 2018 - 16:20
Działania Adolfiny zapewne to zamsta za to, że dziaduś porzucił babcię... ale żeby aż taka nienawiść do całej Polski?
Ludwig Kazmierczak był na pozór niczym nie wyróżniającym się poznaniakiem. Zrobiło się o nim głośno w 2013 r., gdy ujawniono, że był on dziadkiem kanclerz Niemiec Angeli Merkel.
Szefowa niemieckiego rządu Angela Merkel wspominała już wprawdzie w przeszłości, że ma w jednej czwartej polskie korzenie, ale przez długi czas unikała ujawnienia szczegółów związanych z jej przodkami. Z tego powodu przez lata nie było znane nawet prawdziwe nazwisko jej ojca. Zmieniło się to dopiero w 2013 r. za sprawą Stefana Korneliusa – szefa działu zagranicznego “Sueddeutsche Zeitung” i autora książki „Angela Merkel – die Kanzlerin und ihre Welt” (“Angela Merkel – kanclerz i jej świat”)”.
Angela Merkel pochodzenieWedług biografa pani kanclerz, dziadek Angeli Merkel to Ludwig Kazmierczak, który przyszedł na świat w 1896 r. jako nieślubne dziecko Anny Kazmierczak i Ludwiga Wojciechowskiego. Ojciec Ludwiga miał natychmiast opuścić swoją nową rodzinę. Zaraz po rozstaniu Anna zamieszkała wraz z synem u swej matki Apolonii. Gdy mały Ludwig skończył 5 lat, w jego życiu pojawił się przybrany ojciec, Ludwig Rychlicki.
W listopadzie 1915 r. dziadek Merkel otrzymał powołanie do wojska, po czym trafił na front zachodni I wojny światowej. Niektóre źródła podają, że po kapitulacji Niemiec kontynuował walkę w Błękitnej Armii gen. Józefa Hallera, zmagając się z Ukraińcami i bolszewikami. Nie wiadomo, czy brał wcześniej udział w walkach przeciwko Niemcom.
Pomimo swojego pochodzenia nigdy nie było mu jednak dane zamieszkać w granicach wolnej Polski – zanim doszło do odrodzenia się polskiej państwowości, opuścił na dobre Wielkopolskę i osiedlił się w Berlinie, gdzie miał pracować jako policjant w dzielnicy Pankow. Tam poznał też swoją przyszłą żonę Margarethe. W 1926 r. urodził się ich syn Horst – przyszły pastor kościoła ewangelickiego i ojciec Angeli Merkel.
https://cozahistoria...dt-xvF.facebook
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych